Pełnia
Wróć do listy artykułów

Kim jesteśmy?

Od wielu lat zastanawiam się, czym jestem. Pewnie wielu zacznie mnie poprawiać i strofować, bo prawidłowo powinno być “Kim jestem?”. Tak w końcu o sobie myślimy. Jesteśmy kimś – osobą, nie przedmiotem. A mimo to bardziej prawidłowe zdaje mi się pytanie o istnienie mnie jako bytu inteligentnego i co najważniejsze świadomego.

Z góry na dół, czy z dołu do góry?

Przyglądając się sobie z punktu materii, widzę zaawansowany projekt. Stworzony przez niesamowitego stwórcę, powstały dzięki miłości (lub pragnieniom) moich rodziców. To wspaniały cud, który jest tak wielokrotnie powielany, że przestał zwracać na siebie uwagę. Aż chce się w tym dostrzegać duchowe prawdy i sens istnienia. Pamiętam jak dziś, gdy do domu wróciła mama i przedstawiła mi (wtedy kilkuletniemu dziecku) braciszka. Byłem pod tak silnym wrażeniem pojawienia się nowego członka rodziny, że do dziś z zaskoczeniem odkrywam głębię, jaką ma każdy człowiek. Każda żywa istota ma charakter, cechy i marzenia, a mój brat ma obecnie 16 lat i choć nie myśli podobnie do mnie, to czuję z nim dużą zgodność.

Być może jednak usilnie doszukuję się istnienia duszy, co jest charakterystyczne dla ludzi, którym podano na tacy wiarę w coś więcej niż to, co widzimy na co dzień. Może mój umysł, to hiper zaawansowana maszynka stworzona z impulsów płynących po neuronach, a sama świadomość jest ostatecznym samoregulującym się tworem stricte naturalnym. Pozbawionym subtelnych wymiarów zapisem usprawniającym życie samo w sobie. Ten typowo materialistyczny punkt widzenia zakłada, że to, czym lub kim jesteśmy, jest nieistotne – to tylko mozaika cech zgranych ze zbiorowego programowania ożywionej materii.

Żeby nie tworzyć ciężkiej wizji naszego istnienia – to bardzo pozytywny przejaw i daje nam duże nadzieje na nieśmiertelność świadomości. Natura, idąc od samego dołu, tworzy coraz bardziej zaawansowane konstrukty psychiczne, odkrywając kolejny poziom istnienia i z tego, co dostrzegam, to przejmuje kolejną opcję istnienia jako istotny element ewolucji. Tym samym może dojść do przypadku, w którym materia zbudowana z prostych klocków, sama siebie przekształci w bardziej eteryczny stan, aby mogły odpaść ograniczenia środowiskowe. Ta wizja zakłada, że duszę dopiero tworzymy sobie sami dzięki rozwojowi w konkretnym kierunku.

Ulotność, czy po prostu zmienność

Ludzie mają skłonność do oceny zawierającej tylko jeden biegun, tylko jedną opcję wyboru, która zaprzecza wszystkim innym. Po drugiej stronie materii znajdziemy morze energii – niesamowicie subtelny stan istnienia, być może będący tylko zupą pełną potencjału. Moja obecność na Ziemi może być właśnie wynikiem fuzji jednego z nurtów energii z materiami do tego dostosowanymi. W takim wypadku na pytanie “Kim, czy też czym jesteśmy?”, odpowiem tak:

JESTEM SIŁĄ PRZEPŁYWAJĄCĄ PRZEZ MATERIE

Jednak dalej nie jestem kimś. Jestem tym czymś, co ożywia układ zbudowany przez Naturę. Moja osobowość jest mało istotna i może być dowolnie modyfikowana, co zresztą robię cały czas (tak jak i wszyscy inni na świecie) poprzez naukę i doświadczenie. Poszukiwanie sensu w czymś tak ulotnym, jak własny charakter czy poglądy jest więc trwonieniem czasu. Codziennie budzę się z innym zestawem myśli i priorytetów na dany dzień. Kogo obchodzi to, co lubię zjeść albo jak się ubierać?

Patrząc na to z tej perspektywy, mogę przestać się bać o życie, czekające mnie doświadczenia czy problemy chodzące za mną krok w krok. Dla ułatwienia i lepszego kontaktu z innymi jednak jestem tym kimś – Golden Mesnykiem, Resnerem, mężczyzną i dzieckiem moich rodziców. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że co pewien czas zmieniam imiona, gdyż badam to, jak nazywanie samego siebie wpływa na całokształt osobowości. Jednak to kim jestem, to zaledwie nakładki na coś, czym jestem od zawsze.

Czym w końcu jestem?

Czy nasza świadomość to wytwór żywej materii, czy wpływ niewiarygodnie subtelnych energii – myślę, że to bez znaczenia. Pewnie odpowiedzią jak zwykle będzie paradoks, który zgrabnie połączy oba bieguny i zaora najtęższe umysły. Mogę być przecież maszyną zasilaną nieznaną mi energią i siłą zasilającą biologiczną maszynę.

Sens istnienia tych dwóch biegunów wzajemnie dopełnia się i trwa nieprzerwanie w mojej głowie. Celem tego wpisu nie jest oderwanie się od rzeczywistości i bezmyślne powtarzanie “jestem energią”, a utworzenie dystansu do samego siebie, aby można było dostrzec, jak bogaci jesteśmy przychodząc tu na świat.

 

Komentarze mile widziane.